TS Elliott, Franz Kafka, Gertrude Stein, F Scott Fitzgerald, Simone de Beauvoir i Jean-Paul Sartre… pisali w kawiarniach. Co takiego zatem dzieje się w kawiarniach, że słowa spływają na papier? Swoimi doświadczeniami dzielą się Sydonia Klimsiak, Margota Kott, Agnieszka Łukomska i Agata Wyroślak.
Jesteś ciekawa, jaka to jest pójść do kawiarni i pisać?
To dobrze, bo wszystko zaczyna się od ciekawości.
Tak o swoich początkach pisania w kawiarni opowiada Agata, która wygrała tegoroczny konkurs na opowiadanie organizowany przez One Tribe:
Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz poszłam pisać do kawiarni. Na pewno już przy okazji swojego debiutu pisarskiego w „Kreatywne pisanie. 12 debiutów” odwiedzałam kawiarnie. Miałam też takie małe marzenie, jeszcze z czasów nastoletnich. Pamiętam, że bardzo podobało mi się kiedy filmowi bohaterowie chodzili do kawiarni ze swoimi laptopami czy grubymi zeszytami i tworzyli tam swoje dzieła. Byłam ciekawa jak to by było samemu pójść do kawiarni i pisać. Kiedy już zaspokoiłam swoją ciekawość okazało się, że jest to coś dla mnie.
Agata Wyroślak
Agnieszka w pewnym momencie szukała miejsca, w którym mogłaby kontynuować pracę nad książką „Barcelona z in vitro”:
W momencie gdy koncepcyjnie mniej więcej wiedziałam, co chcę zawrzeć w swojej książce o Barcelonie i przeszłam do pisania właściwego uznałam, że nie chcę ograniczać się tylko i wyłącznie do własnego biurka. Chciałam poeksperymentować i zobaczyć, czy są inne miejsca, w których mogę pisać. Jako że pogoda w Barcelonie zachęca do spędzania czasu na zewnątrz, postanowiłam połączyć aktywność fizyczną z pracą umysłową.
Agnieszka Łukomska
O swoich poszukiwaniach kawiarni idealnej do pisania tak opowiada autorka książki o Barcelonie:
Pakowałam plecak z laptopem i notatnikiem i wyruszałam w miasto, by najpierw trochę pospacerować, a potem usiąść w jakimś miłym miejscu i popisać. Z reguły szukałam kawiarni z dobrymi opiniami w internecie, gdzie użytkownicy wysoko oceniali klimat miejsca. Jednego dnia pojechałam do dzielnicy Bogatell, by odwiedzić kawiarnię o bardzo industrialnym wystroju, charakteryzującą się dość surowym wnętrzem, ale dobrą kawą. Innego razu wybrałam miejsce w tej samej dzielnicy, ale bardzo przytulne, wypełnione pięknymi malowidłami na ścianie i oferujące pyszne ciastka. Kolejnego dnia udałam się do dzielnicy Gotyckiej, by pisać w kawiarnianym ogrodzie, otoczona zielenią i gwarem klientów. W tym akurat przypadku nie była to zbyt udana wizyta, bo obsługa kawiarni z niezrozumiałych mi powodów nie pozwoliła mi na pisanie na zewnątrz, a z kolei ja nie miałam ochoty na pracę zamknięta w murach budynku, gdy na dworze było ciepło i słonecznie.
Agnieszka Łukomska

W jakich kawiarniach lubimy pisać?
Jest to kwestia gustu i potrzeb, ale przede wszystkim szukamy miejsca, które chwyci nas za serce.
„Uwielbiam kawiarnie niszowe, z artystyczną duszą, z inspiracjami w postaci obrazów, książek, czasopism, czasem ludzi…” – od razu wyznaje Sydonia Klimsiak, która pisze książkę o shinrin yoku (kąpielach leśnych).
Agata wchodząc do ulubionej Grande Coffee Toruń od razu wybiera stolik: „Najlepszy jest taki na uboczu z wygodnym fotelem. Doceniam, kiedy kawiarnia jest przytulna, a stoliki nie stoją ściśle obok siebie. Pozwala mi to lepiej się skupić.”
Czas w kawiarni wykorzystujemy różnie: na prace koncepcyjną, na pisanie, na szukanie inspiracji, na czytanie, które jak wiadomo jest siostrą bliźniaczką pisania. Tam doświadczamy pracy, ale też niezwykłych chwil, o takiej opowiada Sydonia:
W bydgoskiej „Parzymy tutaj” oprócz wegańskiej kawy pożarłam w całości artykuł Kazimierz Pytko na temat Anne La Bastille, kobiecie, która przez 30 lat mieszkała sama w lesie. Cała w kawowym aromacie, z wypiekami na twarzy, czytałam o tym jak amerykańska pisarka, ekolożka i fotografka – Anne La Bastille odkryła jakie dźwięki wydają drzewa w lesie. Znalazłam idealne, brakujące źródło do mojej książki „Na poduszce z mchu”, którą wtedy pisałam. Zachwyciłam się tym tekstem na temat Anne: „Godzinami nasłuchiwała dźwięków wydawanych przez drzewa. Z czasem nauczyła się je rozróżniać. Świerki wydają głęboki, wręcz monumentalny pomruk, jodły balsamiczne krótki urwany pisk, sosny miękko szeleszczą, a brzozy wzdychają łagodnie.
Sydonia Klimsiak
Agnieszka próbowała pisać w różnych miejscach, aż znalazła swoje ulubione :
Najczęściej wracałam do miejsca nad morzem, na plaży Barceloneta. Buenas Migas to sieciówka z kawą, focacciami, tiramisu, sałatkami itp. W środku miejsce to nie zachęca do zajęcia miejsca, ponieważ poza ladą wystawową znajdują się tam tylko dwa małe stoliki. Urok kawiarni tkwi w przestrzeni, jaką oferuje klientom na zewnątrz. Kilkanaście stolików ustawionych zaraz przed lokalem pozwala na bycie w centrum życia plażowego, a jednak trochę w oddaleniu, z boku, gdzie można spokojnie obserwować przechodzących turystów, udających się na plażę lub z niej wracających.
Agnieszka Łukomska
Chcemy pisać w kawiarniach, ale…
Czasami wyobrażenia nijak mają się do rzeczywistości. Kawiarnie zapraszają do pisania, ale może się okazać, że to nie jest najlepsze miejsce do pracy. Tak o tym pisze Margota Kott, autorka powieści „Ścigając wiatr”:
Zapach świeżo mielonej kawy. Syk przedwojennego, lśniącego ekspresu. Przyćmione światła. Chilloutowa muzyka. Chciałoby się tutaj zadomowić. I pisać… Ja jednak tak nie umiem. Do tworzenia potrzebuję samotności i ciszy. Pragnę jednak zatrzymać na dłużej tę magię. Dawać się, wciąż od nowa, oczarowywać atmosferze. Wystarczy klimat, barwne światło sączące się z lamp Tiffany’ego, zapach herbaty Earl Grey (ulubionej!), podanej, jak zwykle w porcelanowej filiżance w maki. Jestem w „Literackiej”. To taka mała, klimatyczna kawiarenka, w której pani Zofia, Medium, potrafiąca porozumiewać się z duchami zmarłych, spotyka się z Pisarką. W ten sposób powstała powieść „Ścigając wiatr”. Płynnie przechodzę pomiędzy światami. Szczególnie w ciemne, jesienne dni, kiedy granice się zacierają, za to wyostrza się zdolność widzenia. Piszę…
Margota Kott

Natomiast Agnieszka mówiąc o swojej ulubionej, gwarnej kawiarni tak opowiada:
To miejsce, mimo że wypełnione przeróżnymi dźwiękami i bodźcami, dawało mi inspirację i pomagało przelewać kolejne słowa na pustą kartką.Najchętniej wybierałam stolik znajdujący się jak najdalej od kawiarni, bo był to mój pierwszy rząd umożliwiający oglądanie spektaklu z życia codziennego plażowiczów. Mijały mnie całe rodziny obładowane akcesoriami plażowymi, sportowcy biegający wzdłuż morza, rowerzyści, grupki roześmianych chłopaków i dziewczyn, czy też spacerowicze kontemplujący powoli piękny dzień. Z prawej strony dobiegały mnie delikatne dźwięki muzyki na żywo, a z lewej rytmy odtwarzane w najbliższym chiringuito (barze nadmorskim).
Z tyłu docierały do mnie głosy osób siedzących przy sąsiednich stolikach. Gdy podniosłam głowę znad laptopa i spojrzałam przed siebie, widziałam plażę i trochę dalej kawałek morza, z reguły spokojnego, z lekkimi falami. W bezwietrzny dzień, przy mniejszej liczbie turystów w miesiącach zimowych mogłam delektować się szumem morza.
Agnieszka Łukomska
Grudzień – pisanie czy poszukiwanie?
Może to jest ten czas, aby spróbować pisania w kawiarni. Agata zachęca: „Migające lampki choinkowe w witrynach sklepowych, ozdoby bożonarodzeniowe, aromat przypraw korzennych czy grzańca to idealny klimat dla mojego pisania. Kiedy za oknem mróz lubię usiąść w kawiarni w wygodnym fotelu z kubkiem kawy tworzyć.”

Może to jest najlepszy czas, aby w ogóle poszukiwać idealnego miejsca do pisania. Pomimo, że Agnieszka bardzo lubi kawiarnię Buenas Migas, deklaruje:
„Będę szukać na pewno nowych kawiarni, oaz, w których natchnie mnie potencjał twórczy, bo jest to też część poznawania Barcelony. Jednak jeśli między nami chemii nie będzie, w najgorszym razie wypiję kawę, zjem ciastko i pójdę do domu. A kolejnego dnia pojadę do Buenas Migas, zamówię kawę z mlekiem, kawałek tiramisu, usiądę w pierwszym rzędzie i zacznę pisać.”