Czasem pisanie dzieje się w mojej głowie, a nie na papierze. Tak było i tym razem. Pamiętam, że już zimą 2019/2020 robiłam zdjęcia z myślą, że je opiszę. Kiedyś.
W styczniu 2022 dostałam zadanie pisarskie „Zimowa opowieść, co dalej?”. Już wtedy należałam do wspólnoty pisarskiej VIP writing Club i z ochotą podjęłam się tego wyzwania. Zadowolona wysłałam tekst do matki plemiennej, jak nazywamy Justynę, założycielkę naszej wspólnoty, i spokojnie czekałam na termin spotkania omawiającego wszystkie teksty napisane na to wyzwanie.
List do Marty
Napisałam go luźnym językiem, jednocześnie podałam wiele włoskich nazw i szczegółów. Właśnie spędzaliśmy kolejną zimę w Dolomitach, więc sporo historii nosiłam już w sobie, a zdjęć w telefonie miałam tysiące.
Zachwycałam się śniegiem skrzącym się w słońcu niczym diamenty i bezbrzeżnym pięknem gór powstałych miliony lat temu z rafy koralowej. Pisałam o wdzięczności za sprawność ciała pozwalającą mi jeździć na nartach w ciągu sezonu prawie 1500km aż w ośmiu regionach narciarskich. Rekomendowałam włoskie przysmaki spaghetti aglio olio, canederli allo specke funghi czy pizzę calzone, rozpływałam się także nad mistrzowsko podawanym i nieziemsko smakującym na wpół zmrożonym deserem semifreddo


Zasiane ziarno
15.lutego omówiłyśmy list w naszej wspólnocie, swobodny jego język okazało się dużym atutem. Potoczne słownictwo odebrane jako „takie nasze codzienne” i poprawne. Że choć list to intymna relacja to mój daje tyle informacji, że mógłby być przewodnikiem. Nawet osoby, które nie lubią zimy, okazały zainteresowanie mówiąc „czasem nie trzeba ruszać się z miejsca, żeby przyjechać”.
Kluczowe dla mnie było usłyszeć, że listy mają wartość użytkową. Wiem, że potrzebuję pisać by się dzielić swoją wiedzą, doświadczeniem i czuciem. List drzemał „pod ziemią” przez kolejne kilka miesięcy. Aż zagościłam znowu w Dolomitach i kolejny raz obrazy naturą malowane wywołały ożywienie.
Wykiełkował i wyszedł spod ziemi 3 grudnia 2022. Ruszył w świat. Pierwszy z serii Listy z Dolomitów opisywał śnieg. Po paru dniach w kolejnym zajęłam się włoską pogodą. Potem dotknęłam potrzeby piękna, nauki jazdy na nartach zjazdowych i oddawaniu się przyjemności jazdy na nartach biegowych.
Kiełkowania część dalsza
Ożywienie czułam tak wielkie, że wykiełkowało coś jeszcze – pierwsze zimowe haiku. To japońska forma wiersza, którą poznałam w VIP writing Club. To praca ze słowem. Przekaz myśli i emocji. Utrzymanie ilości sylab 5-7-5mnie ekscytuje i jest za każdym razem wielką pisarską ucztą:
Błyszczą w słońcu
z korali stworzone
śnieg narty niesie.

Jestem gotowa na więcej
Zaakceptowałam czas potrzebny mi do wykiełkowania listu.
Poznałam czasu kiełkowania listu. Poznaję i osiadam w różnych formach, ćwiczeniach, wymianach i spotkaniach. Czuję jak potrzebuję przynależeć do grupy pisarskiej i wzrastać kreatywnie wypełniając zadania, one nadają tor mojej drodze.
Jednocześnie potrzebuję czasem uwolnić się i zwolnić, czyli pisać we własnym tempie.
Z radością w sercu zapraszam Cię do zimowego ogrodu, gdzie kolorowo kwitną włoskie listy, a każdy z nich ma swój niepowtarzalny zapach i smak.
Moje listy przeczytasz na stronie http://marzenadembicka.pl/pisanie/

Marzena Dembicka
Zaprasza na spotkanie z potrzebami i towarzyszy w ich nazywaniu. Lubi zadawać pytania. Wielokrotnie odwiedzane Namibię i Dolomity wykorzystuje w opowiadaniu o pięknie, akceptacji różnorodności i priorytetach w życiu.
Jest współtwórczynią książki „Przeszczep szpiku i nowe życie”, autorką reportażu o podróży po Namibii „3 tysiące to za mało” w książce „12 debiutów” i współautorką haiku wydanych w tomiku „Świetliki nocą”.
Fot. M.Buńkowska