W czerwcu mijają dwa lata, kiedy to wspólnie napisana z synkiem książką trafiła do czytelników. Dzieło tworzenia było ciężkie i piękne. Zupełnie jak i rzeczywistość po publikacji.
Dwa lata po
Kiedy byłam w wieku Krzysztofa marzyłam o napisaniu książki. Później, pomimo licznych sukcesów literackich i dziennikarskich, rzeczywistość połamała mi skrzydła. Skończyłam z pasją do pisania na bardzo długo. Zajęłam się codziennym życiem. Tak widocznie miało być.
Kiedy odszedł tata Krzysia nie traktowałam tego w kategorii końca świata, tzn. mocno wmawiałam sobie, że tak nie jest, że przecież śmierć jest naturalnym elementem życia każdego z nas. Wiedziałam, że mały, wówczas pięcioletni chłopiec cierpi i to jego emocje są ważne. Dużo rozmawialiśmy, spisywałam to co mówił i tak powstał wkład do książki. Później tylko to rozwinęliśmy o nagrania myśli i postrzegania świata przez wówczas już dziesięcioletniego narratora. Pojawił się ilustrator i jakoś poszło.
Wydawnictwo
Kiedy słyszę, jak wielu autorów przed publikacją swoich książek przechodziło gehennę wycieczek po wydawnictwach i miliona odmów, odnoszę wrażenie, że jestem w czepku urodzona. Wysłałam trzy e-maile z prośbą o współpracę. Pierwsza redakcja zaznaczyła, że nie jest zainteresowana, tylko dlatego, że ich czytelnik jest w innej grupie docelowej, niż ten do którego kierowana jest nasza praca. Drugie wydawnictwo zgodziło się i w przeciągu tygodnia dostaliśmy potwierdzenie dalszych działań. Trzecie zaś nigdy nie odpowiedziało.
Poszło w świat, że nam się udało. Co za tym idzie pojawiły się i gratulacje, i słowa nienawiści. Na szczęście tych pierwszych było znacznie więcej i może dzięki temu nie straciłam wiary w powodzenie przesłania, które ma nieść za sobą nasza książka. Niestety te drugie poraniły mnie na dość długo. Najbardziej bolało stwierdzenie: „lans na śmierci” i „kto dał ci prawo, aby to publikować, przecież twój syn może cię kiedyś za to nienawidzić”.

Pokazać, że można
Dlaczego w ogóle zdecydowałam się na publikację? Zdecydowanie nie dla zarobku, choć drobne tantiemy się pojawiły. Połowę dochodu przekazałam fundacji, która opiekuje się dziećmi funkcjonariuszy publicznych, którzy zginęli w trakcie wykonywania obowiązków zawodowych. Druga połowa w żaden sposób nie pokryła wydatków, które włożyłam w marketing i promocję. Bo nie zawsze o pieniądze chodzi! Zawsze tak myślałam i myśleć będę.
Dziś wiem, że to co zrobiliśmy, daje wielu, szczególnie mamom, nadzieję, że też kiedyś staną na nogi. Że śmierć ojca ich dzieci może i jest końcem świata, ale pomimo tego można żyć dalej.
Regularnie prowadzony Fan Page pozwala mi na kontakt z tymi kobietami i opowiadanie im naszej historii po raz kolejny.
Jeszcze raz
Zdecydowanie, gdybym miała jeszcze raz wybór i gdybym wiedziała, że obok rzekomej glorii chwały za publikację, spłynie mnie nie jedno wiadro błota, to i tak zrobiłabym to jeszcze raz. Jeszcze raz z podniesioną głową przeszłabym przez trudy i przyjemności pracy nad tekstem. Dziś wiem, że było warto, choć nie zawsze było ławo. Wspólnie z synem przeżyliśmy przepiękną przygodę. Pokazałam – i jemu, i sobie – że marzenia się nie spełniają, że marzenia się spełnia. Cały czas, gdy w nastoletnim pędzie mówi, że czegoś się nie da, przypominam mu naszą pracę.
Nasza książka nie została nagrodzona żadną dodatkową nagrodą i tylko czasami jesteśmy zapraszani na wieczorki autorskie. Ludzie cały czas nie lubią i nie potrafią rozmawiać o śmierci najbliższych. Udają, że jej nie ma.
My już nie udajemy. Dzięki niej czujemy inaczej niż wcześniej, doceniamy więcej i wierzymy, że widocznie tak miało być.

Julia Rozworowska-Wolańska
Z wykształcenia politolog- dziennikarz, absolwentka m.in studiów MBA. Zawodowo realizuje się jak to sama mówi w kilku pracach jednocześnie. Jest agentką ubezpieczeniową, trenerem biznesu, dyrektorem biura a także żołnierzem (obecnie w trakcie kursu oficerskiego).
Prywatnie mama Krzysztofa i żona.
Bez względu na to co się w jej życiu dzieje, uważa, że ” widocznie tak miało być i dlatego jest dobrze”.
W pisaniu odnalazła szansę przeżycia życia na tysiąc sposobów.
FB: Mój Tata Mieszka w Innym Świecie
Fot. Monika Buńkowska